poniedziałek, 30 marca 2015

kolejne spełnione marzenie leci do worka, wyleciałem z Europy!


Wyjątkowo post z tego tygodnia nie będzie podzielony na dni, z tego powodu, że wyłączyłem w sobie troskę o czas i nie wiem nawet w jakie dni dopisywałem jakiekolwiek rzeczy - po prostu niczym się nie martwiłem. 

Zaczęło sie dość cieżko, dlatego ze prawie nikt z nas nie spał cała noc, a odprawa na lotnisku i przejścia przez te wszystkie bramki trochę trwały. Moja panika związana z samolotami pojawiła sie w momencie, gdy dowiedzieliśmy sie ze siedzimy na samym koncu samolotu, co paradoksalnie jest bezpieczne, a na pewno bardziej niż na środku. Wjechaliśmy na pas startowy i cofnęliśmy sie do boxu, bo był jakiś problem z systemem - wtedy to już myślałem, ze zrezygnuje i pomacham swojej ekipie z zewnątrz. Było juz niestety za późno, bo za chwile wszystko było w porządku. Sam lot był okej, gorzej z ładowaniem, bo podchodziliśmy do niego 2 razy. Poznaliśmy trochę ludzi w samolocie i odkręciliśmy gruby melanż. Niektórzy ładowali w kiblu, ale o tym sie nie wspomina na tym blogu, bedzie bezpieczniej, hahaha. 

Kiedy wyszedłem z samolotu, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na swiecie. Ciepło, fajny wiatr i dobre warunki transportu, kurczę, moje wakacje sie zaczynaja. Nasz "opiekun" okazał sie niesamowitym człowiekiem. Od samego początku wprowadził nas w kulturę egipską i wytłumaczył, czego nie można tu robić i jak sie zachowywać. Dziękujemy Mohamed!

Hotel piekny, wielki i czysty. Ma dopiero rok, wiec tym bardziej było nam tam dobrze. Byliśmy trochę rozpoznawalni w hotelu i każdy z animatorów, basenowych i DJ-ów nas znał i wszyscy stwierdzili, ze umiemy się bawić - przyjechała cebula do Egiptu i bawi się nocami, inaczej być nie mogło.

Byliśmy w centrum Hurgady, zwiedzaliśmy Meczet i rożne inne miejsca. Byliśmy tez na quadach i w wiosce Beduińskiej. Tam to już w ogóle inna kultura i zachowania. Dla nas moze to i dziwne, ale tutaj mężczyźni mogą miec kilka żon. Jeśli już znalazł wybrankę, trzeba jej kupic biżuterie. Na pustyni trzeba za nią dać wielbłąda. Co do wielbłądów, jeśli chcesz znaleźć wodę, przywiązujesz go na 21 dni po czym go odwiazujesz. Wielbłąd jest wycieńczony i wpada w szał, następnie kopytami wynajduje wodę i ludzie zaczynaja kopać. Jeśli położysz rano dolara albo funta egipskiego na łożku, zrobią Ci z ręczniku łabędzia, jeśli nie, to łabędzia nie dostaniesz. Ludzie tutaj są bardzo religijni, co bardzo mi sie podoba. Jest to inna religia, ale lubię religijnych ludzi, stad moja fascynacja. Pewnego dnia wypłynęliśmy też w prawie całodniowy rejs pięknym jachtem, gdzie chill zapanował nad naszymi umysłami. Leżeliśmy, puszczaliśmy muzykę, śmialiśmy się i podziwialiśmy widoki, to wszystko było tak wspaniałe i tak nierealne, kurcze... Gdybym jeszcze 2 lata temu powiedział, że z własnej kieszeni zapłacę za taki wyjazd, wyśmiałbym sam siebie, a tu popatrz. Ubraliśmy maski, płetwy i rurki i zaczęliśmy nurkować - cholernie bałem się rekinów, bo bodajże 27 kilometrów od naszego hotelu na plaży rekin odgryzł nogę turyście z Niemiec. Mężczyzna jeszcze żył, ale każdy bał się wejść do wody i mu pomóc, dlatego po kilku minutach wykrwawił się na śmierć. Straszne, ale prawdziwe. Tutaj macie artykuł: http://www.dailymail.co.uk/travel/travel_news/article-3006350/German-tourist-killed-Egypt-shark-attack.html . Był to pierwszy atak rekina w Egipcie od 5 lat, kiedy to rekin zaatakował Niemkę. To nie przypadek, po prostu Niemców i Rosjan jest tam najwięcej. No ale nic, przecież trzeba zobaczyć jedną z najpiękniejszych raf koralowych na tej planecie, prawda? Śmiesznie się pływało widząc, że pod Twoimi stopami pływa mnóstwo kolorowych ryb, a jeszcze głębiej widoczna była rafa, która sprawiała wrażenie sztucznej. Było tak pięknie, że jest to nie do opisania. Zobaczyłem to co chciałem i wróciłem na jacht spiec dupę. 

Samo zycie daje nam wiele radości i smutku, ale tych pozytywnych emocji najwiecej moze dać nam podróżowanie. Jest tyle miejsc na swiecie, które zadziwiają... Egipt jest pierwszym krajem, który mnie zadziwił. No moze jeszcze Francja, w której jestem zakochany od dziecka. Wiadomo, żeby podróżować trzeba mieć do tego środki, ale naprawde - warto odkładać i wyłączyć sie na kilka dni/tygodni. Na pewno będę podróżować więcej. 

Dni, w których nie wyjeżdżaliśmy na żadne wycieczki i nie spacerowaliśmy po mieście, można śmiało nazwać "smażing, plażing, opi...ing". Basen był naszym drugim pokojem hotelowym. W sumie w swoim pokoju spałem jedną noc, tak jak się tego spodziewałem - biedny Igor, albo i nie... on też wędrował. Koczownicy, raczej nie inaczej. Wszyscy w drodze powrotnej wyglądaliśmy jak Araby i do tej pory tak wyglądamy - ciemne szaszłyki podano do stołu. Piątek, w ten sam dzień, kiedy wróciliśmy do Polski, zrobiliśmy pożegnanie Egiptu i bawiliśmy się do białego rana, albo i popołudnia. Było bosko i jeszcze raz wszyscy podziękowaliśmy sobie za niesamowicie spędzony czas z ekipą, która jednostkowo jest całkiem inna, a razem tworzy nieźle powaloną zgraję idiotów. Przepraszam Was funfle, ale sami wiecie, że taka prawda.

Powrót do rzeczywistości był dość ciężki, ale przypadkowo stał się przyjemny, co jest po prostu dziwne, ale fajne i niesamowite.  Tak czy inaczej dziś już wylądowałem na siłowni i na spacerze po Warszawie, więc wszystko wróciło do normy - teraz czas na Paryż, bracie, szykuj się!




Chciałbym Wam podziękować za kilka rzeczy.
* za to, że kolejny rok z rzędu zgarnąłem BLIMPA Nickelodeon Kids Choice Awards... to niesamowite, że niedługo na swojej półce z nagrodami postawię kolejną, pomarańczową rakietę - ale jaja. Jesteście najlepsi.
* za to, że Szepcze pobiło kolejną setkę tysięcy wyświetleń i ciągle pnie się w górę! 
https://www.youtube.com/watch?v=Ie2D_ya15G4
* ogólnie za to, że nie odstępujecie mnie na krok i ciągle śledzicie moje poczynania. W tym roku już zagrałem trochę koncertów, ale sezon dopiero się zacznie - wtedy będę najszczęśliwszy, bo koncerty to mój żywioł, a Wy to moja energia. 

Co do głosowań,
  • ZOSTAŁEM NOMINOWANY W DWÓCH KATEGORIACH SUPERJEDYNEK 2015 - JEDNEJ Z NAJWAŻNIEJSZYCH NAGRÓD MUZYCZNYCH W POLSCE.
GŁOSUJEMY TUTAJ w kategorii SuperArtysta i SuperAlbum: http://festiwalopole.tvp.pl/ankiety/ 
+fajnie, gdybyście udostępniali to u siebie gdziekolwiek i namawiali do głosowania, to byłby zaszczyt dla mojej półki.

Dziękuję Wam z góry i życzę miłego tygodnia, nie przejmujcie się ludźmi i dążcie do celów - pieprzenie cotygodniowe, ale muszę Wam to powtarzać. Trzymajcie się!

Do posłuchania:
https://www.youtube.com/watch?v=9fL5iWgWwno - Co chwyciło? Chwytający tekst.
https://www.youtube.com/watch?v=wzMrK-aGCug - Co chwyciło? Flow typka.









































niedziela, 22 marca 2015

Mój czwartek 12.03’15 zaczął się od bólu - trzeba było w końcu poprawić ten tatuaż. Po jego zrobieniu kilka miesięcy temu zrobiły się takie małe strupki, których nie można drapać. Wiadome wszystkim jest to, że powiedzenie „zasady są po to, żeby je łamać” jest mi bardzo bliskie, więc drapałem i zahaczałem non-stop. Tak teżmusiałem to wszystko doprowadzić do ładu, to wszystko czyli mój piękny mikrofon na przedramieniu i trochę kabelka. Znów bolało niesamowicie. Każdy odczuwalność bólu ma inną, to oczywiste, ale to wszystko siedzi w głowie. Śmiem też twierdzić, że bólu nie ma. Jest po prostu psychika,  no ale to już głębokie tematy, a na pewno za głębokie na tego bloga. Standardowo poszedłem na siłownie, ale za dużo robić nie mogłem z folią na całej ręce, więc zająłem się nogami i pojechałem do domu. Stałem się jeszcze większym „Panem domu”, niż myślałem. Dziennie zamiatam 3 razy, myje naczynia i wycieram Weediemu łapy, jak wraca z dworu. Trochę to chore i pedantyczne, ale po wyjeździe mojego brata, który pedantem jest, zostało mi to. To chyba dobrze. Spotkałem się też z Marcinem Januszkiewiczem (Józefowiczem, jak kto woli), tym, który napisał dla mnie i dla Was numer „Afraid”. Fajnie się gada, szkoda, że nasze prace pozwalają nam się widywać raz na 2-3 miesiące. „No to do kiedyś!” mówimy za każdym razem, jak się żegnamy. Lipton.


13.03’15 - piątek 13stego. Gdzieś miejcie te przesądy i zabobony, to wszystko to pic na wodę i w takie rzeczy wierzyć nei można, bo traci się zdrowie psychiczne takim zamartwianiem się, że akurat dziś cś złego się wydarzy. Groza. Jak ma się wydarzyć, do zdarzy się i w czwartek 13stego. Wstałem dość wcześnie, choć ostatnio polubiłem takie wczesne wstawanie. 6:50 na zegarku, wstajemy, wstawiamy wodę na wrzątek z cytryną i budzimy organizm do życia. Pewnie macie tak, że rano nie możecie jeść śniadania? To znaczy… że po prostu Wam się nie chce, chociaż możecie być głodni? To Wam pomoże, bo pamiętajcie, że to śniadanie decyduje o naszym humorze i zdrowiu w danym dniu. Jeśli nie jemy śniadań, to odbije się to nam na starość, zobaczycie. Weedy, walizka i mata do ćwiczeń pod pachę - zaczynamy kolejny koncertowy weekend. Dziś był czas na Białystok, 3,5 godziny drogi od Warszawy. Koncert wspaniały, jeszcze więcej ludzi niż w tamtym roku i inny klub - całe szczęście, bo w tamtym byśmy się zagotowali i zgnietli. Wycisnąłem z Was tyle energii, na ile byłem w stanie. Spotkałem się po koncercie na backstage’u z kilkoma fanami i byli wykończeni, więc cel osiągnięty! :D Tak wspaniale śpiewało mi się „ostatni”. Tak bardzo czuliście to ze mną, że to wszystko popłynęło samo, tak jak powinno, dziękuję. Po koncercie do hotelu i już w nim zostaliśmy do końca dnia i nocy, bo była dość długa. 

14.03’15 - dzień zaczął się bardzo ciężko. Zaspaliśmy, mieliśmy strasznie mało czasu na dotarcie do Grudziądza. Pod hotelem było trochę osób, ale nawet nie dałem rady z nimi porozmawiać, bo zwyczajnie się śpieszyłem. Przepraszam, ale dziękuję za obecność. Zacząć dzień od zobaczenia ludzi, którzy sprawili, że Twoje życie wygląda tak jak wygląda, czyli wspaniale - bezcenne. W sumie to pierwszego widzę Wrzoska, kiedy przynosi mi śniadanie, ale jestem tak zaspany, że nigdy tego nie pamiętam. Z małym opóźnieniem dotarliśmy na miejsce - strasznie mało czasu na próbę, więc martwiliśmy się, czy wszystko będzie dobrze, czy będziecie wszystko dobrze słyszeć, czy ja będę słyszał siebie, no ale… daliśmy radę. Kilka tysięcy ludzi przede mną, udało mi się porwać do zabawy wszystkich, nawet pseudo hejterów, yaaaa! Po Grudziądzu wróciłem do Warszawy, bo miałem gości, a że jestem gościnny, no to wiecie… Nie wystarczy przekazanie samych kluczyków, trzeba też chyba dotrzymać towarzystwa! :)  No i pogawędki do rana. Czasem trzeba się wygadać w doborowym towarzystwie.
15.03’15 - dzień, kiedy moi goście wracali do Gdańska, a ja musiałem pożegnać się z łidim na około 3 tygodnie.

16.03.15 Zacząłem dzień od ostatniej lekcji jazdy w moim życiu - mam nadzieję. Niedługo egzamin, mam nadzieję, że zdam za pierwszym razem i wsiądę za swoje kółko. Mam dość taksówek, bo przeważnie trafiam na takich taksówkarzy,  których problemów muszę wysłuchiwać 3 razy dziennie i im pomagać. Dawid psycholog, hej. Zrobiła się wiosna, piękna pogoda i kurtka tylko, by chronić przed wiatrem, który gdzieś tam ciągle przeszkadza korzystać ze słońca. Odebrałem paszport, w końcu jestem bezpieczny i mogę opuścić Europę, chociaż na kilka dni. Byłem też na mini zakupach, bo letnie rzeczy z tamtego lata oddałem dzieciakom do domu dziecka. Kupiłem kilka rzeczy, mega obciachowe i cebulandzkie (tak, neologizmów na moim blogu znaleźć można wiele) kąpielówki, którymi każdy się jara, a moim zdaniem no gorzej jak cebulak wyglądać nie można. Ubiorę do tego jeszcze Kuboty i długie skarpetki. Dostane opi3rdol od szafiarek? Sorynotsorry. Siłownia, znajomi, wino, wspominanie dzieciństwa - widzieliście na instagramie zdjęcie jednej kartki ze Złotych Myśli mojej przyjaciółki, apsik? To było jakoś w podstawówce, pytała się mnie, kim chcę zostać w przyszłości - jedno słowo, bardzo skromne i niedowierzanie prawdziwe - piosenkarzem. Taaadaaaam, kolejny powód, byście walczyli o swoje marzenia, albo chociaż je mieli. To ważne. 

17.03’15 
Budzik przed ósmą, serio? Tak, serio, lecę do Berlina. Nie wiecie po co i na razie Wam nie powiem. Zabronili mi , dobrze wiecie, że od razu bym się z Wami tym podzielił, no ale już niedługo się dowiecie. Poleciałem tylko na kilka godzin. Tak strasznie mi się nie chciało… była piękna pogoda i chciałbym być w Warszawie, jeździć skuterem i spotkać się gdzieś ze znajomymi, w miejscu, gdzie chill wygrywa ze zmartwieniami. No ale dobrze, tamta sprawa też była ważna, nawet bardzo, więc nie narzekałem. Zrobiliśmy też małe zakupy z Igorem w KaDeWe, odbył się czat z Wami, za co bardzo Wam dziękuję - oczywiście kolejny raz ludzie obsługujący tam to wszystko byli w szoku, jeśli chodzi o ilość komentarzy i Waszą aktywność - halohalo, ile mogę powtarzać, że mam najlepszych fanów na świecie? Wróciliśmy do Polski i pozostał mi tylko czas na sen, tylko.

18.03’15 
Co robisz, jak chcesz poprawić sobie humor? Idziesz na lekcję śpiewu z Bartkiem Caboniem! Lepiej dnia zacząć nie można - chociaż głos jeszcze śpi, Bartek nie ma z tym problemu. Po wszystkim pojechałem do dentysty, by przeżyć ostatnią wizytę, hadzia! Przeżyłem, jestę królę? Tak, przynajmniej się tak czuję, bo pamiętam jak jeszcze za czasów, kiedy byłem małym dzieckiem, nienawidziłem chodzić do dentysty. Unikałem jak ognia, jak pierogów, jak sąsiadów. Nie udało mi się załatwić koncertu w Łodzi, więc stwierdziłem, że przyjadę do Was z pumą i podpiszę Wam kilka rzeczy. Chyba fajnie, bo było bosko. Znów zablokowaliśmy centrum handlowe, było Was mega dużo, co mnie cieszy. Nie udało mi się podpisać wszystkich kartek i z każdym się zobaczyć, ale mieliśmy wyznaczone godziny, tak więc o 20 musieliśmy się zwijać. Dziękuję Wam za to spotkanie, nawet mało muzyczne - ważne, że mogliśmy się zobaczyć.

Teraz jestem w Egipcie, są tu duże problemy jeśli chodzi o internet, więc odcinam się na tydzień. To tak dziwne, że te dwa dni spędziliśmy bez internetu i naprawde o wiele lepiej korzysta się z czasu. Może też spróbujcie? Jestem cały i bezpieczny, dotarliśmy bez ciężkich przygód, oczywiście najgorszą częścią wyjazdu jest LOT i już kminie, czym wracać do Polski, byleby nie wsiadać do samolotu. Coś wymyślę, na pewno. Hahahah. Do usłyszenia! 

Od czasu do czasu oczywiście będę pojawiał się na instagramach i takich rzeczach, ale akcja  typu 15 minut, nie więcej. Są wakacje, mieliście rację, że muszę w końcu odpocząć. Trzymajcie się, mam nadzieję, że u Was wszystko okej i bawicie się dobrze w Polsce. Ale śmieszne, jestem w Afryce...

see yaaaa!

dziś bez zdjęć, bo mam strasznie mało czasu.

czwartek, 12 marca 2015


niedziela 01.03’15
Początek marca, a jak fajny… Pomimo podróży od 04:00 do 13:00 czułem się świetnie - bardzo lubię, jak w busie prócz zespołu i menadżerów jeżdżą ze mną moi znajomi, ale to łączy się niestety z brakiem miejsca na rozłożenie się jak Król na tylnych siedzeniach. Teraz było jednak pusto i Kwiat jak zasnął, to nawet w McDolandzie postój go nie obudził, a to dziwne. Ale bardzo dobrze - czym więcej dobrego jedzenia, gdzie mięso jest mięsem, tym więcej radości z życia. Hotelizacja i zbieranie sił zajęło mi trochę czasu, ale miałem do przemyślenia kilka spraw. Chyba każdy codziennie myśli o różnych, lub o jednej sprawie kilka razy. Gdyby tylko dało się nie myśleć i wyłączyć mózg chociaż na chwilę. Wyłączyć siebie… zrobić taki reset. W prawdziwym życiu reset albo jest niemożliwy, albo trzeba uciec gdzieś daleko i zapomnieć o starym życiu - ja nie mam powodu, niektórzy by pewnie chcieli… na szczęście jedynym miejscem, gdzie uciekłem dzisiaj, był Olsztyn, klub Nowy Andergrand - i Wy. Do Was uciekłem i nie chcieliście mnie prędko puścić. Życie w trasie koncertowej cechuje się tym, że już nawet zapominasz o czasie dla siebie - chcesz go dawać innym. Z miłą chęcią oddam Wam jeszcze swój czas, byście mieli kolejne 24h na działanie i spełnianie najskrytszych marzeń - no bo chyba nie zapomnieliście, że o to w tym chodzi? W tym wszystkim co ja robię, prawda? Koncert piękny, ludzie piękni, piski i śpiewanie piękne - powrót szybko i sprawnie, kolacja dla Weediego i kolacja dla mnie - łosoś w Olsztynie jest przyzwoity, nie powiem. To ostatni koncert w ten weekend, więc można zmarnować troszeczkę sił - chyba zrobimy jakąś posiadówę zespołową, czy nie? Chyba tak, nadszedł właśnie taki moment.
sobota 02.03’15
Dzień zacząłem idealnie - od spotkania z tymi, którzy wywołali u mnie ogromny uśmiech na twarzy mimo tego, że nie spałem pół nocy i dzwoniłem do rodziców jak ostatnia baba i zwierzałem się im z tego, co się dzieje. Co za głupstwo…No ale dobrze, dzięki ludziom pod hotelem już było wszystko okej i mam dobry nastrój, chociażby teraz - 5 minut po odjeździe z Olsztyna. Do Warszawy będziemy jechać 3 godziny, trochę  muszę popracować na komputerze, więc usiądę z przodu, bo lepsza widoczność i dam radę się skupić, a z tyłu od razu zasnę. 

UWAGA, teraz przenosimy się w czasie, 3,2,1!

środa 11.03’15
Później trochę te dni mi się pogubiły, więc chyba muszę trochę ten tydzień uogólnić. Wolny czas w Warszawie spędzałem na siłowni, czy ze znajomymi. Przeżywałem ostatnie chwilę z bratem Michałem, który wyleciał właśnie dzisiaj do Paryża - tak strasznie dziwnie, mieć go tutaj prawie dwa miesiące i przyzwyczaić się do tego, że jest, a za chwilę znów będzie w innym kraju, ponad tysiąc kilometrów ode mnie. Teraz chyba moja kolej, jeśli chodzi o odwiedziny - a więc Paryż szykuj się! Już niedługo… :) Był też koncert w Opolu… to był nieziemsko fajny koncert. Dużo rozmawialiśmy, skakaliśmy i darliśmy mordy - o to w tym wszystkim chodzi. Piękna scena i fajny klub - Was pełno, więc od razu pojawił się uśmiech na twarzy, choć dzień wcześniej znów gdzieś tam ten uśmiech się schował i nie chciał wyjść. Dziękuję jeszcze raz, tak jak mówiłem - w ten dzień potrzebowałem Was jeszcze bardziej, niż zwykle. Po Opolu wyruszyłem do Gorzowa - oczywiście z małymi niespodziewajkami, czyli tłumem ludzi pod hotelem, no ale robiłem co mogłem - zresztą, w hotelu też byliście. Chodziłem po korytarzach to co chwilę wychodziliście mi z jakiejś łazienki, czy pokoju dla personelu - nie wierzę w detektywów. Byliśmy w Gorzowie gdzieś około 9tej, ale byłem tak zaspany, że nie dałem rady zacząć korzystać z dnia od razu - musiałem jeszcze pospać, chociaż do tej 13stej. Pojechałem kupić marynarkę i koszulę - śpiewałem w teatrze, więc chyba wypada, a swoją gdzieś posiałem po studniówce i nie pamiętam gdzie. Dziwnym trafem (tak, w życiu nie ma przypadków) spotkałem Sarę Strajbel, która, gdy dowiedziałem się co chcę kupić, lekko się zaśmiała i przypomniała mi, gdzie wisi moja marynarka ze studniówki - trochę byłem uradowany, bo po co wydawać kilkaset złotych na nową, jak i tak w wydaniu ekstra eleganta można zobaczyć mnie raz na ruski rok. Przygotowania do koncertu pełną parą, wszyscy posrani w gacie - ja, tata, mama, cała rodzina, która zjechała się z całej Polski no i oczywiście Michał, największy osraniec i największa gwiazda tego wieczoru. Ten dzień naprawdę przeszedł do historii - od momentu, kiedy Michał zaczął karierę, a było to jakieś 12 lat temu (jeśli to czytasz, a się pomyliłem, to wybacz mi bracie) nigdy nie miał koncertu w Polsce. Oczywiście, występy takie jak Sopot, czy Sala Kongresowa w Warszawie, jakieś pojedyncze utwory, tak… Ale nie cały, profesjonalnie zrobiony koncert. Nie dość, że pierwszy, to jeszcze w jakim miejscu! Gorzów Wielkopolski i piękny teatr im. Juliusza Osterwy, tam, gdzie i ja, i Michał na początku swojej drogi próbowaliśmy sił, nawet w aktorstwie. Koncert wyprzedany, najważniejsze osobowości miasta, cała rodzina, ludzie zainteresowani muzyką Chopina i nagle światła gasną, a zostały tylko świeczki, świeczki i kartki, których pełno na scenie podczas koncertów Michała Chopin Etc.. Michał zaczyna śpiewać - zaczęło się, wielkie wzruszenie można było wyczuć z każdej strony sali. Przede mną siedział najdumniejszy człowiek na świecie, który przepłakał każdą piosenkę, ale robił to z taką gracją, że tylko ja i mama wiedzieliśmy, że płacze. Tak, tato, piszę o Tobie. W pewnym momencie przyszedł po mnie menadżer Michała i wziął mnie na backstage, to był ten czas, kiedy dostałem do ręki mikrofon i po raz drugi wystąpiłem z Michałem w utworze francuskojęzycznym. Śpiewaliśmy o czasie, który mija - przypadek? Co Wam powtarzam o chwilę? Byście korzystali z życia, bo za chwilę będziecie tak starzy, jak ja. Koncert zakończył się owacjami na stojąco, wzruszeniem, przemowami, trochę autografów i wszyscy razem poszliśmy ten dzeń świętować. Na początku grzecznie i przyzwoicie na kolacji Pod Filarami. Najbliższa rodzina, przyjaciele i „duże głowy miasta” - takie, które bardzo dobrze pielęgnują rozwój muzyczno-artystyczny dzieciaków w Gorzowie. Potem jednak przyszedł czas na zwołanie wszystkich naszych znajomych, Michała, wspólnych, moich, nieważne… wszystkich. Tutaj lepiej skończyć swoje wywody na temat tej nocy, ale było niesamowicie łatwo. Co to znaczy? Że każdy odpuścił sobie swoje zmartwienia na kilka godzin i po prostu się bawił. Na następny dzień śniadanie było o 18stej - to może zastąpi Wam opis tej nocy. Najlepsze tosty w Cafe Costa + pocieszne mordy funfli, z którym mimo nie najlepszego samopoczucia, śmiałem się tak, że brzuch wysiadał, a głowa bolała jeszcze bardziej. Potem tradycyjnie zasiedliśmy na dosłownie 3 minuty w maku, by podtrzymać głupią tradycję, która już umarła i wróciliśmy do domu. Od tamtego czasu aż do dziś starałem totalnie się wychillować. Zrobiłem obiad dla Denego, Karli i Karli - smakowało im, więc mega się cieszę, że mój talent kulinarny zostaje w końcu doceniany, a danie nie takie łatwe, bo kurczak słodko-kwaśny. Potem kolację zrobiłem rodzicom - to samo, bo potrzebowałem dużo białka, więc prócz siebie wszystkich naokoło faszerowałem kurczakiem. Klata plecy barki, od tego są ciężarki, czy coś… Dziś wróciłem do Warszawy - dość ciężka pobudka po piątej, no ale złapałem Weediego i Głuszko pod pachę i wyruszyłem do… domu? Chyba tak, bo w Gorzowie czuję się jak na wakacjach, ale z rodzicami. Czas powrócić do normalnego trybu życia, zdać w końcu te prawo jazdy, iść poprawić tatuaż, pakować się i za 9 dni żegnam Polskę na 7 dni - Edżipt, szykuj quady! :)

Co do takich formalnych rzeczy:
  • konkurs na Twitterze trwa od wczoraj, do zgarnięcia bilet na YoungStars festiwal - GOLDEN. Co zrobić? Wszystko Wam tam wytłumaczyłem, więc powodzenia!
  • trwa głosowanie Nikelodjon Kids Choice Awards - na najlepszego polskiego artystę. Zgarnąłem tę statuetkę już w tamtym roku, ale dobrze wiecie, że statuetek nigdy za dużo, zwłaszcza, jak jest to dowód fanów na to, że szanują to, co robisz - a więc kto chce może zagłosować, a głosować można ile razy się chce. Właśnie tak.
  • http://kca.nick.com.pl/glosowanie

Szepczę ma już 300 tysięcy wyświetleń. Mega jaram się tym, ze mimo tego, że piosenka nie jest radiowym hitem (jak żadna moja, bo jestem za młody, bo muszę jeszcze poczekać i takie tam inne bzdury, które usłyszałem) ma już tyle wyświetleń. Np. Na Zawsze ma więcej wyświetleń niż niejeden polski hit, który znamy wszyscy. Śmieszne to, ale bardzo motywujące - szkoda, że Ci najmłodsi polscy artyści nie mają szans dostania się do radia - tak jakby wytycznymi było to, jaki poziom hejtu panuje wokół danej osoby w internecie. Muzyka, chyba o nią tu chodzi, prawda? No nie wiem, ja przecież jestem wyrozumiały i wszystko rozumiem, chyba. Poczekam.

Do posłuchania:
https://www.youtube.com/watch?v=Ie2D_ya15G4
https://www.youtube.com/watch?v=JzrFtImnuqI
https://www.youtube.com/watch?v=539lIBy7QXs
https://www.youtube.com/watch?v=5anLPw0Efmo
https://www.youtube.com/watch?v=TR3Vdo5etCQ

do zagłosowania na fejsliscie, bardzo proszę (możemy też ubiegać się o Szepczę, bo Jak to już troche tych miesięcy ma...):
https://www.facebook.com/eskaTV/app_558655510851007
+ piszcie komentarze tam, możecie wygrać fajne płytki, tak dodatkowo :)