niedziela, 2 sierpnia 2015

when I came to Spain and I saw people partying...




Hiszpanio, oh Hiszpanio, coś Ty z nami wszystkimi zrobiła. 

Skończył się chill i czas wolny do wykorzystania w największej europejskiej imprezowni - w Lloret de Mar. Tradycyjnie w lipcu, tradycyjnie ekipą, która opanowała klubu i przyuliczne bary z tapasami i tradycyjnie po całym wyjeździe ani grama siły - trzeba było odespać. 

Załadowaliśmy walizki do busa i po czterdziestu minutach byliśmy już w Callelli, miejscowości, gdzie po raz pierwszy zorganizowałem razem z biurem podróży KOMPAS obozy fanowsko-muzyczne z moimi fanami. Był to pomysł dość ciężki do zrealizowania i nie sądziłem, że tak sprawnie nam to wszystko pójdzie. No wiecie… jednak to nie Polska, wszystkie rzeczy trzeba załatwiać na odległość przez pośredników i jest o wiele ciężej. Zwłaszcza, jeśli ma się tak ambitne plany do zrealizowania z obozowiczami - no bo tak to jest i będzie na naszych obozach, że tu nie ma nudy. Całe dnie spędzamy aktywnie i nie tracimy ani chwili. Tutaj chodzi o wspomnienia, pasje i zdobyte doświadczenie. No ale nie ocierając się sobą, daliśmy radę i to bardzo daliśmy radę.
Nasze pierwsze spotkanie odbyło się na plaży. Luźne pogawędki, pytania i odpowiedzi (prawie jak te sławne ze snapchatów różnorodnych blogerów A&Q, czy Q&A) i szybki rzut oka na te piękne twarzyczki, które mówiły do mnie po cichu „więcej, więcej, więcej”… tak więc zaczęło się więcej!
Wspólne plażowanie i jazdy na bananie (musiałem jechać 3 razy i 3 razy po każdym upadku wciągać każdego łapiąc za kapok, bark odpadł następnego ranka), które były czymś niesamowitym i strasznie śmiesznym. Pojechaliśmy naszym klimatyzowanym (podkreślam, bo w hotelu było z tym ciężko) autokarem do Barcelony. Zwiedzaliśmy wspaniałe, gotyckie zakamarki, a co najważniejsze - zobaczyliśmy miejsca, gdzie w tamtym roku nakręcałem teledysk do piosenki „Jak to?”. To było strasznie dziwne dla mnie, dlatego, że nie sądziłem, że kiedyś jeszcze zobaczę dokładnie te same ulice i miejsca, gdzie w tamtym roku stresowałem się tym, jak to wszystko wyjdzie. Byliśmy nawet na bazarku, gdzie kręciłem bodajże sceny do pierwszego refrenu. Trochę się pozmieniało - rybę, którą chwyciłem w pewnym momencie do ręki chyba już podmienili i nie była taka sama… a szkoda. Zamknęli też bazar z owocami, ten, w którym miła Pani podała mi do ręki jabłko. Zrobili z tego mięsny, ot co. Potem mieliśmy czas wolny i każdy poszedł coś wszamać - jedni znaleźli jakieś dobre knajpy, drugim się nie udało, a trzeci nie jedli, bo dieta. Czy coś.  
 Wróciliśmy do naszej miejscowości i byłem tak padnięty, że prawie od razu zasnąłem „w nogach” u Igora i Zuzi. Nagle coś mi się śni. Śni mi się, że śpiewa dla mnie wielki tłum, tylko dla mnie. Nagle słyszę Wrzoska i widzę kamery - mówię do siebie skromnie w myślach „Ej stary, to chyba dzieje się naprawdę”… No tak, moi wspaniali fani stwierdzili, że mnie obudzą, przyjdą pod balkon całą ekipą i zaczną jak najgłośniej śpiewać moje piosenki. To było naprawdę miłe - a spojrzenia Niemców, których było naprawdę pełno w moim hotelu - bezcenne. 
Byliśmy też na imprezie, takiej krótkiej, bo do 01:30. Trzeba się przecież wyspać przed kolejnym dniem pełnym zadań i wzmagań z 40 stopniowym upałem. Klub nazywał się Bora Bora i było tam cholernie gorąco. Na szczęście muzyka była na tyle dobra, że dało się to przegryźć i wyginać ciała na parkiecie. Śmiesznie… dyskoteka z fanami w miejscu, gdzie w sumie byli sami dorośli - chyba to lubię, bo było naprawdę nieźle. Opanowaliśmy klub, to mogę stwierdzić na pewno, a kiedy puszczali jakiś ogromny hit, nie było słychać niczego, prócz nas. Na to też liczyłem.
Jak co obóz staramy się pokazać światu jak bardzo cieszymy się z tego, że jesteśmy i razem. Stąd teledyski z różnych turnusów, piosenki, vlogi z całych obozów, profesjonalne zdjęcia, koncerty i happeningi. Tą ostatnią rzecz uskuteczniliśmy też w Hiszpanii. Kadra zebrała cały turnus, zrobiła super układ „taneczno-aktorski”, ułożyła wszystko po kolei i wyszliśmy z tym w miasto. W pewnym momencie po prostu zaczęliśmy działać i weszliśmy na miejską scenę śpiewając, tańcząc, a na koniec… płacząc. Tak, płacząc, no bo to był dzień naszego pożegnania. Pisałem już kiedyś o takich chwilach. Chyba każdy z Was był na obozie i przez 2 tygodnie zdążył się zżyć z ludźmi, a gdy nadchodził czas pożegnania, nie wiedzieliście nawet, czy jeszcze się zobaczycie. Taka chwila właśnie nastała po happeningu, kiedy poszliśmy na plażę rozdać certyfikaty i ostatni raz powiedzieć sobie szczere „dziękuję”. Pożegnania są ciężkie, ale z taką walizką wspomnień, z jaką wyjechał każdy z tego wyjazdu, było łatwiej. 
Dziękuję Wam jeszcze raz za ten wyjazd - za rok robimy to samo, może inne miejsce, może nie, ważne, by było ciepło i by była plaża - znów wskoczymy do wody o 00:00 w nocy.

Odbiegając od obozów w Hiszpanii,
 chyba mogę napisać, że pokonałem którąś ze słabości, która siedziała głęboko gdzieś w środku mojej osobowości i nie chciała się puścić, by spaść. Skupiłem się teraz na muzyce i na tworzeniu nowego materiału - na początku było ciężko i bałem się, że nic z tego nie będzie, że jednak wena, w którą chyba nie wierze, jest potrzebna. Na szczęście miejsce, w którym się znalazłem, a mianowicie Kazimierz Dolny, dało mi świeżość umysłu i wygodny hamak, na którym płytę piszę się wyśmienicie. Bomba czad. Tutaj też trwa obóz dla kolejnego turnusu - tym razem nie 40 osób, tylko 110. Ale to przecież nieważne. Czym więcej ludzi mogę uszczęśliwić i czym więcej ludzi może uszczęśliwić mnie, tym lepiej. 
Moja dusza trzyma się dobrze i mam nadzieję, że ten stan utrzyma się jak najdłużej. 
Irytują mnie tylko osoby, które systematycznie wymyślają jakieś brednie na mój temat i czasami wyprowadzają mnie z równowagi - halo, czy ja nie mówiłem już milion razy, że mam takie osoby w dupie? No nie wiem, może po prostu nie mam już miejsca w dupie, bo tych osób jest bardzo dużo. No ale nieważne, akurat ja nie mogę się tym przejmować zwłaszcza teraz, kiedy piszę dla Was piosenki. Karma jest zołzą ludzie, spodziewajcie się jej prędzej czy później. Na pewno przyjdzie. 

Szykują się w moim życiu naprawdę wielkie rzeczy, rzeczy, które mogą dać dużo mi, ale zwłaszcza Wam. Musicie tylko trzymać kciuki i mnie wspierać, a będzie coraz lepiej. Jeśli wszystko, co mamy z Igorem w planach wyjdzie, odhaczę z listy moich marzeń kilka kolejnych rzeczy. A spełniać marzenia musi każdy. 
Do usłyszenia!
No i oczywiście śledźcie instagrama i snapchata, zwłaszcza snapa, gdzie jestem bez przerwy, BEZ PRZERWY - tak, uzależniony człowiek krzyknął.

Dziękuję Wam za premierę teledysku do piosenki Afraid. Za chwile pęknie 100 tysięcy, a nie minął nawet dzień. Spamujmy dalej nim wszędzie, opanujmy internety. 
Jesteście najlepsi.

Zdjęcia z pokojów w Kazimierzu:


Posłuchajcie sobie:
Edyta Górniak - Nothing Else Matters
https://www.youtube.com/watch?v=5reXnLsXDCU
Hit me
https://www.youtube.com/watch?v=nls1HtXQe8E