poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Wróciłem! Chyba już na stałe. Wolne się kończy, a więc trzeba wziąć się do roboty. Był Egipt, teraz Paryż - zebrałem tyle sił, że wystarczy mi na pewno na zbliżające się koncerty. 
Tym razem wylądowałem w Paryżu u swojego brata. Michał był u mnie kilka miesięcy i obiecałem, że teraz moja kolej jeśli chodzi o odwiedziny. Obiecałem, ale przecież i tak sam tego chciałem, kocham to miasto i mimo tego, że byłem już tam milion razy, zawsze będę do niego wracał z wielkim uśmiechem. Mam tam dużo znajomych, chcę się z nimi widywać i dowiadywać co u nich rozmawiając z nimi face to face, nie tylko przez facebooka. Za każdym razem, kiedy odwiedzam te miasto, jestem starszy - to logiczne - i sam Michał, czy jego znajomi, traktują mnie inaczej. Wiadomo, chciałoby się chodzić na imprezy niepełnoletnim i podbijać Paryż nocą - no ale jak? Teraz wygląda to całkiem inaczej, podbiliśmy Paryż i to nie jednokrotnie. Nic nie zwiedzałem, bo widziałem już chyba wszystko, co mogłem. Spacerowałem, obserwowałem zachowania ludzi, trochę imprezowałem w ulubionych klubach mojego brata i chodziłem na zakupy. To śmieszne, że będąc w tamtejszym H&M kupiłem kolekcje, która u nas będzie dopiero za około pół roku. Nie mam pojęcia od czego to zależy, przecież mimo tego, że dziwni gadają, Polska nie jest wcale taka zacofana, prawda? No nie wiem, ale skończę już temat ciuchów, bo weźmiecie mnie za szafiareczeczeczunie. Spotkałem się z Elodie Frege, bliską przyjaciółką mojego brata, z którą był w finale Star Academy 3 i bardzo się z tego cieszę, bo śledzę jej dokonania na facebooku i widzę, że wiedzie się jej bardzo dobrze (jest jurorką w jednym z najważniejszych talent show we Francji), więc fajnie było porozmawiać na żywo. W sumie za dużo nie porozmawialiśmy, bo było po 3 w nocy gdzieś w jakimś klubie, ale ważne, że było. 
Widziałem się z Asią, powinniście ją kojarzyć po długich, kręconych, rudych włosach gdzieś tam na moich zdjęciach ze wcześniejszych pobytów w Paryżu. Jest w ciąży, a małe bobo wychodzi na świat już na dniach. Obawialiśmy się, że trafimy moim przylotem do Paryża właśnie na ten moment i spędzimy go w szpitalu, ale poprosiliśmy Asię, by wytrzymała chociaż weekend, a potem już się o nas nie martwiła - dała radę, zwłaszcza, że Lili nie chcę za bardzo ruszać się z miejsca. Widziałem się też z resztą znajomych brata, poszliśmy do nich na wino, a wracając mogliśmy kupić bułki na śniadanie, tak nam to wino się przedłużyło - nieważne, było niesamowicie, kolejne wspomnienia wrzucam do worka i tak bardzo nie chciało mi się wracać… No ale co zrobisz, koncert czeka - trzeba pięknie się przygotować. Nie mogę się doczekać, naprawdę. Chcę Was zobaczyć, chcę usłyszeć jak śpiewacie teksty, które pisałem dla Was i chcę Was porwać do zabawy tak, żebyście stracili kontrole nad ciałem i każdy po kolei zaczął zachowywać się jak patus. Tak, tego chcę. Jara mnie pato. 
Niedługo mam nadzieję ruszy sklep - ja już mam wszystkie koszulki i chcę je Wam pokazać. Czemu to tyle trwa? Prócz tego, że będzie kolekcja BASIC, czyli koncertowa, związana z motywami z tekstów piosenek, czy po prostu płyty, pojawi się także kolekcja, dzięki której będę spełniać Wasze marzenia. Trzeba to dobrze wszystko połączyć, by nie był to tylko zwykły pomysł i realizacja, ale też by ideologia, którą się kieruję, była dobrze w tym „umiejscowiona” i widoczna. Koszulki niestety, bądź stety - jak kto woli - są droższe niż te z wcześniejszych kolekcji. Dostaliśmy alarmy, że jakość poprzednich koszulek dla niektórych osób jest niezadowalająca, dlatego postanowiliśmy zmienić szwalnie i sposób nakładania nadruków na koszulki. Będzie to na pewno ponad 100 złotych, ale spokojnie będziecie mogli ją prać ile razy będziecie chcieli, a wyglądać będzie prawidłowo. Chciałbym, byście byli na różnych spotkaniach czy koncertach ze mną w tych koszulkach, bo będzie to kolejna rzecz, która przypominać mi będzie to, że moja praca zostaje doceniona. Moja i całego mojego teamu. W sumie to może i dobrze, że to się tak opóźnia - po co Wam te koszulki, kiedy w Polsce jest tak zimno i pada śnieg. Heh, śmieszne jest to, że zawsze jak gdzieś wylatuję, w Polsce robi się zła pogoda. Znajomi mają tego dość i zawsze mi to wypominają. Wracam, a tu słońce, ludzie w okularach (w sumie to ja zawsze noszę okulary) i ubrani w piękne humory, sorry not sorry guys :D
Już za moment, już za chwilę zaczynam treningi do kolejnego teledysku. Tak, treningi. Nic więcej Wam nie powiem, na razie zajmijmy się Szepczę i udostępniajmy go gdzie się da - a będąc przy temacie, chciałbym Wam bardzo podziękować za prawie pół miliona wyświetleń! To naprawde mega dużo, jeśli w grę nie wchodzi radio, które bardzo promuje artystę. Jesteście najlepsi, you knew it. 
No to co… trzeba wrócić do codzienności - moja paka zaczyna mnie namawiać na melanż, ale nie. Nie po to odpocząłem, by od razu się zmarnować - dziś pochilluję, posprzątam, spotkam się ze znajomymi, którzy na imprezę nie idą, bo jak spotkam się z tymi drugimi, sam na pewno tż się na to skuszę. Chciałbym odwiedzić Gorzów i rodzinę, ale na razie nie mam jak. To mnie najbardziej boli, bo cała reszta dziejących się teraz w moim życiu rzeczy bardzo mi odpowiada i chciałbym, by już tak zostało do końca. Nie roku, chyba życia… 
kocham Was, 
Wasz Kwiat.

pisałem to kilka dni temu, w między czasie zdarzyło się dużo rzeczy - ale to już niebawem w nowym poście :)

do posłuchania:
jestem zauroczony nowymi utworami Rihanny, musicie się wczuć, przetłumaczyć sobie tekst i obiecuję Wam, że Was też chwyci za serce. Nie mogę się doczekać tej cholernej płyty, Ty, Barbadoska, dawaj już #R8! 
BITCH BETTER HAVE MY MONEY:
https://www.youtube.com/watch?v=oQW2FFt3-A8&spfreload=10
AMERICAN OXYGEN

Pamiętajcie proszę o głosowaniu na Super Jedynki. Przypomnijcie rodzicom, dziadkom, wujkom i ciociom. To naprawdę dla mnie bardzo ważne, love!





















sobota, 4 kwietnia 2015

stan idealny, na jak długo?

Coś tak śmiesznego i dziwnego wydarzyło się w sobotę, że już chciałbym Wam to powiedzieć, ale jeszcze nie mogę. Naprawdę, będziecie lać ze śmiechu.  Cały tydzień minął mi dość gładko, zasypałem się standardowymi czynnościami jak ćwiczenia na siłowni, spotkania ze znajomymi i chillowanie. Była też impreza, a raczej dwie= we wtorek - urodziny Izy, i w czwartek - urodziny Spikera i Kariny. Oczywiście „zachowujmy się jak dorośli, zróbmy koreczki i posiedźmy maksymalnie do 1” - mówili. Skończyło się jak zawsze, czyli następny dzień cały do dupy, bo zero progresu, zero jakiejkolwiek pracy nad sobą, bo sił nie ma. Wiem, że jestem gówniarzem i mi samemu naprawdę dziwnie jest pisać o takich rzeczach, ale Bóg dał nam życie, dał nam czas do wykorzystania. Każdy kocha chill - dobra herbata, łóżko, laptop i jeszcze pies/kot obok, ew. papuga. To jest fajne, racja, ale w tym momencie moglibyśmy zrobić dużo innych, ciekawych rzeczy, które zostawiłyby po sobie ślad i pomogły nam w dalszym życiu, nawet krótkotrwale. Siłownia, lekcja śpiewu, odrobienie lekcji, nauczenie się czegoś temat do przodu - jak już dwa, trzy razy do tego się zmusimy, potem będzie szło gładko, naprawdę! Ja też nienawidziłem siłowni, ale chcę mieć zdrowe ciało, niekoniecznie idealnie wyglądające. Czym wcześniej zaczniemy ćwiczyć, tym na starość będzie nam łatwiej i będzie mniej prawdopodobieństwa, że dopadnie nas choróbsko np. kręgosłupa :). Tak więc nie lubiłem, ale zmusiłem się przez pierwsze treningi i zaciskałem zęby, kiedy rozum mówił „wracaj do domu na kanape” i teraz nie wyobrażam sobie wolnego dnia z dobrym samopoczuciem bez siłowni, seriously. Zrobicie miśki jak chcecie, tak tylko mówię, wiecie, troche ojciec. 

Od 17stego roku życia chcę mieć mniej lat, nie chcę być dorosły - ale wczorajsza impreza uświadomiła mi, że nie jest ze mną jeszcze tak źle - nie wpuścili mnie do klubu! Klub był od 21 lat i Panowie selekcjonerzy z łatwością ogarnęli, że tylu wiosen nie mam. Hell yeah - z jednej strony byłem poddenerwowany, ale z drugiej mordka się cieszyła. Drzwi obok już nas wpuścili - ekipa z dżipa rozwaliła kolejny parkiet, niestety musiałem szybko zwijać, bo właśnie piszę to do Was z samolotu - święta z bratem w Paryżu, pierwszy raz nie w rodzinnym mieście. Widzicie, dlatego piszę tego bloga. Chcę Wam pokazywać czym różni się moje życie od życia innego nastolatka - nie można powiedzieć, że jest lepsze, bo problemy są wprost proporcjonalne do tego, co osiągam, ale jest po prostu dziwne. Zawsze szykowałem koszyk, chodziłem zrywać bukszpan na babci działkę i kroiłem kiełbe. Następnie umawiałem się ze znajomymi i wspólnie podążaliśmy do kościoła z niesamowitymi humorami i z niesamowitym zapałem do opowiadania sobie co dostało się od najbliższych. Te święta niestety nie spędzę z nimi, nie pójdę do kościoła w Gorzowie i nie wysypię soli w koszyku - jest kilka powodów, ale nieważne… po prostu troche mi dziwnie z tą myślą, ale dam radę - przecież lecę do najwspanialszego brata na świecie, halo? 

Tatuaże, tatuaże, tatuaże. Ostatnio na portalu, od którego zaczynam dzień, czyt. Pudelek, zobaczyłem fajny artykuł o starszych ludziach, którzy w przeszłości zrobili sobie ogromne tatuaże na ciele. Ale jaja, jak to świetnie wygląda! Jestem w stu procentach za robieniem sobie tatuaży, ale tylko tych przemyślanych. To nie jest tak, że wszystko zostaje nam w głowie. Przecież czasami musimy przypominać sobie o różnych rzeczach i panować nad swoim życiem. Ważne dla nas rzeczy warto trzymać zawsze przy sobie, ewentualnie NA sobie. Ja wiem, że moje ciało będzie całe wytatuowane i w ogóle nie mam z tym problemu. Problemem jest to, że każdy mój ruch w karierze i życiu prywatnym często jest porównywany do ruchów Justina Biebera, z którym nic wspólnego nie mam, prócz tej samej drogi i chyba determinacji (nie znam typa). Kiedy zacznę robić sobie kolejne tatuaże, będzie, że jestem nieoryginalny i przecież Justin był pierwszy - ale mam to w dupie, piszę to, bo wiem, że hejterzy też czytają tego bloga i dają o sobie znać. A Justina lubię, o. Tak więc zaczynam teraz od kręgosłupa i dłoni, ale to spokojnie, trochę to jeszcze zajmie. Tatuaż zostaje na całe życie, a usuwanie trochę boli i zostają ślady, więc nie zamierzam być niezadowolony. Mój „Fleur rebelle” przypomina mi o tym, kogo najczęściej słucham (nawet teraz leci We all want love), czyli Rihanny i o tym, że jestem spokojem i szaleństwem w jednym. Zwłaszcza zbuntowanym KWIATEM, no kwiatem to ja jestem, jednym z kilku w naszej rodzinie. Mój mikrofon z kablem na dwa metry przypomina mi o tym, że marzyłem o byciu piosenkarzem i zawsze siedziało mi to gdzieś w głębi serca, nawet, jak już decydowałem się iść na studia marketingowe - bo nie widziałem dla siebie przyszłości, a to zawsze się przyda. A teraz Wam śpiewam, a Wy chcecie tego słuchać, więc bardzo się cieszę.

Już niedługo wyłonię zwycięzców konkursu, w którym do wygrania był bilet GOLDEN na festiwal Young Stars. Mam nadzieje, że każdy, kto czyta tego bloga, tam się zjawi. Zjawi się dla mnie i dla innych młodych zdolniachów, którzy jeszcze na razie marzą o tym, by być popularnymi. Taki start - wielka scena na arenie  Poznaniu - marzy się chyba każdemu i pisałem o tym już w zeszłym roku. Ja zacząłem trochę wcześniej od nich i grałem na podobnych scenach, ale nie wyobrażam sobie tego, by pierwszy koncert dla publiczności, która kupiła bilety, by mnie zobaczyć, był na tak wielkim wydarzeniu - po prostu bym speniał. W sumie, jakby każdy z Was zjawił się w Poznaniu, to nieskromnie mówiąc nie pomieścilibyśmy się tam, no ale chociaż część, duża część, co? Przyjedziecie? Będzie naprawdę fajnie. Radzę Wam już bookować jakieś fajne hostele i hotele, by potem będzie problem - będzie nas kilka tysięcy, większość osób z innych miast, a każdy przecież gdzieś musi zrobić imprezę?! No, więc do roboty! 

Ja wyłączam komputer i zaczynam paryski weekend, trochę się boję, bo ja + Michał to mieszanka nie do ogarnięcia, ale przeżyłem już kilkadziesiąt razy, przeżyję i teraz, najwyżej słyszymy się w poniedziałek! :D

Kocham Was z całego serca, pamiętajcie o tym. Już niedługo nowy teledysk, nowy link do spamowania - tym razem myślę, że przebijemy wszystkie teledyski, bo ten będzie wyjątkowy. Czemu? Zobaczycie sami.

+ taka mała anegdotka, przypominam - nie wchodzimy ludziom do portfela! Czy szafiarki zarabiają krocie, czy gówno, wiedzą tylko one - pracują? Pracują. Codziennie skaczą w tych szpileczkach po warszawskich ulicach by napisać dla swoich czytelników nowy post, robią to systematycznie i jasną sprawą jest to, że chcą na tym zarabiać. A czy zarabiają więcej od prezydenta, wiedzą tylko one - jeśli chodzi o szołbiznes, jest tu tak płytko, a zarazem tak bogato, że nie ma o czym gadać. Ludzie dostają po 5 tysięcy za przyłożenie sobie buta do ryja na otwarciu nowego sklepu. Ja dostaje maile, że za 6,5 tysiąca wymagane ode mnie jest tylko zrobienie ustawki paparazzi z wybraną przeze mnie dziewczyną, a oni już to dalej pociągną - po co? Po to, by się sprzedało, bo oni z tego zarobią kolejne 10 tysięcy.
Dziękuję, skończyłem, dbajcie o karmę!!! 

a do posłuchania dam Wam tym razem moje ulubione wykonania w różnych talent-showach, nie tylko polskich. 
mała dziewczynka z potężnym głosem w bardzo trudnej piosence:
https://www.youtube.com/watch?v=TvdN945-GPU
również mała dziewczynka, ale z dojrzałym i dopracowanym technicznie wokalem, po prostu zabójstwo!
https://www.youtube.com/watch?v=sWlUAdRp8F8
i dwóch chłopaków, którzy ubrali w tekst swoje życie bez ojca i z kochającą mamą, niesamowite
https://www.youtube.com/watch?v=g3Rf5qDuq7M
sami młodzi, pedofilsko, 
trzymajcie się!